Per Mariam – Soli Deo
Do mojego hasła biskupiego, które było „Soli Deo”, dziś mógłbym dopisać: „Per Mariam – Soli Deo”. Nie byłby to żaden błąd teologiczny. Wiadomo, że jedynym Pośrednikiem jest Jezus Chrystus. Muszę jednak otwarcie wyznać przed Wami, że sam doświadczalnie przekonałem się, iż Bóg chce, aby w Polsce wszystko dokonywało się przez Służebnicę Pańską i Dziewicę Wspomożycielkę (bł. Stefan Kardynał Wyszyński).
Kościół w Polsce i na świecie przeżywa wielką radość, jaką jest wyniesienie na ołtarze dwóch nowych Błogosławionych – Stefana Kardynała Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia, i Matki Elżbiety Róży Czackiej. Ich losy złączyły się ze sobą w czasie II wojny światowej, gdy oboje posługiwali osobom niewidomym w Laskach pod Warszawą. W tym artykule chciałabym pochylić się nad osobą i życiem bł. Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Niech będzie on dla nas inspiracją, bo tak wiele można zaczerpnąć z jego postawy i nauczania!
Zapewne wielu z nas kojarzy z nowym Błogosławionym słowa „Wszystko postawiłem na Maryję”. Świadczą one o szczególnej relacji zaufania i bliskości, jaką Prymas miał do Matki Najświętszej. Powszechnie znane jest także zawołanie „Soli Deo” („Samemu Bogu”), które Prymas umieścił w swoim herbie biskupim. Natomiast rzadziej spotykanym, a pięknym połączeniem obu wspomnianych haseł jest sformułowanie „Per Mariam – Soli Deo”. I właśnie to sformułowanie można uznać za program życia i posługi Prymasa Tysiąclecia. Maryja prowadziła go w jego osobistej i kapłańskiej drodze, prowadziła go też w posłudze na rzecz Kościoła i Ojczyzny – ku większej chwale Bożej.
Relacja z Maryją
Wyjątkowa relacja Błogosławionego z Maryją kształtowała się od jego lat dziecięcych. Rodzice Prymasa żyli wiarą i uczyli go miłości do Matki Najświętszej. Szczególną czcią rodzina Wyszyńskich otaczała dwa wizerunki – Matki Bożej Ostrobramskiej i Matki Bożej Częstochowskiej. Miłość do Niebieskiej Matki rozwijała się w Błogosławionym w sposób szczególny także dlatego, że wcześnie stracił swoją ziemską mamę (gdy miał zaledwie dziewięć lat). W swoich Zapiskach więziennych Kardynał wspominał, że Maryja towarzyszyła mu na każdym kroku – od domu rodzinnego przez lata nauki szkolnej i formacji w seminarium. Także początki jego drogi kapłańskiej w zadziwiający sposób wskazują na Maryję. Święcenia kapłańskie, z powodu bardzo złego stanu zdrowia, przyjmował sam, w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej w Bazylice we Włocławku. Swoją Mszę świętą prymicyjną odprawił natomiast na Jasnej Górze, przed Obrazem Matki Bożej Częstochowskiej. Po latach tak wspominał ten dzień: Pojechałem na Jasną Górę, aby mieć Matkę, aby stanęła przy każdej mojej Mszy świętej, jak stanęła przy Chrystusie na Kalwarii. Jego miłość do Niepokalanej rozwijała się także w czasie II wojny światowej. O sile więzi z Maryją świadczy fakt, że Błogosławiony myślał o wstąpieniu do zakonu Paulinów, co jednak ostatecznie odradził mu jego kierownik duchowy. Mimo to decyzja przyszłego Prymasa była następująca: Życie moje musi jednak iść drogą maryjną, jakkolwiek by płynęło. I, jak przyznaje: Odtąd wszystkie ważniejsze moje sprawy działy się w dzień Matki Bożej. Wiadomość o nominacji na biskupa lubelskiego przyjął w dzień Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, 25 marca 1946 r. W swoim herbie biskupim umieścił w centralnym miejscu wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej. Konsekrację biskupią otrzymał na Jasnej Górze, dokąd później organizował liczne pielgrzymki. Wiadomość o powołaniu na stolicę prymasowską dotarła do niego w dzień Matki Bożej Miłosierdzia, 16 listopada 1948 r Wszystkie ważniejsze listy i zarządzenia jako biskup i Prymas wydawał w dni poświęcone Matce Bożej. Na Jasnej Górze gromadził Episkopat, organizował tam rekolekcje dla kapłanów i przełożonych zakonnych.
Pojechałem na Jasną Górę, aby mieć Matkę, aby stanęła przy każdej mojej Mszy świętej, jak stanęła przy Chrystusie na Kalwarii.
Posługa w Kościele. Non Possumus
Początki posługi kapłańskiej Błogosławionego naznaczone były niepewnością z powodu jego złego stanu zdrowia. Sam (z pewną dozą humoru) wspominał to tak: W czasie moich święceń modliłem się, abym mógł być kapłanem przynajmniej przez rok. […] Pan Bóg pozwolił, że troszkę dłużej niż ten rok, o który prosiłem, jestem kapłanem. Biskup był gruźlikiem i ten, którego on święcił, też był niewiele mocniejszy, ledwo się trzymał na nogach. Gdy wychodziłem z katedry po święceniach, stary zakrystian powiedział mi: Księdzu byłoby najlepiej, żeby ksiądz od razu poszedł na cmentarz. – Przyjąłem to z wdzięcznością, bo byłem tak zmęczony, że szukałem, gdzie by tylko się położyć. Pokorna prośba neoprezbitera została wysłuchana, a jego wieloletnia posługa kapłańska stała się łaską dla całego Kościoła.
Pierwsze lata kapłaństwa ks. Stefana Wyszyńskiego wypełnione były pracą duszpasterską, nauką (studiował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim oraz odbył podróż naukową po Europie), działalnością w licznych grupach i stowarzyszeniach, działalnością publicystyczną. Interesował się, kształtującą się wówczas, katolicką nauką społeczną, poznawał także prądy i ruchy społeczne, trafnie analizował problemy ówczesnego świata, dostrzegając już wtedy niebezpieczeństwo nazizmu i komunizmu. W wyniku swojej działalności, tuż przed wojną został powołany do Rady Społecznej przy Prymasie Polski. Podczas wojny, z uwagi na swoją działalność antynazistowską, musiał się ukrywać. Przebywał m.in. w Warszawie, Kozłówce, Nasutowie, Zakopanem i Żułowie. Jednym z miejsc jego pobytu były także Laski pod Warszawą, gdzie posługiwał niewidomym dzieciom, współpracując z bł. Matką Elżbietą Różą Czacką. W każdym z miejsc, na miarę możliwości, posługiwał jako kapelan (także w czasie Powstania Warszawskiego) i wykładowca. Po wojnie powrócił do diecezji włocławskiej, gdzie jednym z jego zadań było organizowanie na nowo Wyższego Seminarium Duchownego.
W marcu 1946 r. ks. Stefan Wyszyński został mianowany biskupem lubelskim, podejmując się niełatwego zadania duchowej i materialnej odbudowy Kościoła po wojnie i w obliczu szerzenia się ideologii socjalistycznej. Z końcem 1948 r. biskup Stefan Wyszyński został ustanowiony arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim, prymasem Polski. Stolicę prymasowską objął jako następca zmarłego kardynała Augusta Hlonda. Od niego zaczerpnął swój program: Zapamiętałem sobie z testamentu kardynała prymasa Hlonda jedno – wizję zwycięstwa Kościoła przez Maryję. Jego śmierć była budująca dla wszystkich […]. W tej budującej śmierci naszego poprzednika zastanawiało, że widział zwycięstwo Kościoła w Polsce i to zwycięstwo przez Matkę Najświętszą! Przyjąłem to jako wskazanie i testament. Postanowiłem go wykonać.
Arcybiskup Wyszyński pracował wytrwale dla umocnienia i odbudowy Kościoła w Polsce. Zmagał się równocześnie z nienawiścią komunistycznych władz. Jeszcze przed jego ingresem do katedry gnieźnieńskiej usiłowano przeprowadzić zamach na jego życie. Na trasie przejazdu Prymasa służby bezpieczeństwa rozciągnęły między drzewami stalową linę, która miała doprowadzić do wypadku. Nie wiedząc o tym, Prymas zmienił jednak trasę przejazdu, co uchroniło jego życie. Posługa Prymasa koncentrowała się przede wszystkim na budowaniu jedności Narodu i Kościoła w Polsce (ze szczególnym uwzględnieniem terenów przyłączonych do Polski po II wojnie światowej). Jednocześnie Prymas zabiegał mocno o niezależność Kościoła od struktur socjalistycznego państwa. Państwo jednak, mimo podpisania z Kościołem porozumienia, sukcesywnie poszerzało swoje ateistyczne wpływy, usuwając religię ze szkół, zamykając instytucje kościelne, niszcząc katolicką publicystykę, szykanując duchownych i ingerując w sprawy personalne Kościoła. Gdy więc na początku 1953 r. rząd wydał dekret o obsadzie stanowisk kościelnych, Episkopat pod wodzą Prymasa zdecydowanie powiedział: NON POSSUMUS! W liście Episkopatu skierowanym do rządu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej biskupi wyrazili jasny sprzeciw wobec polityki państwa: Gdyby postawiono nas wobec alternatywy: albo poddanie jurysdykcji kościelnej jako narzędzia władzy świeckiej, albo osobista ofiara – wahać się nie będziemy. Pójdziemy za głosem apostolskiego naszego powołania i kapłańskiego sumienia, idąc z wewnętrznym spokojem i świadomością, że do prześladowania nie daliśmy najmniejszego powodu, że cierpienie staje się naszym udziałem nie za co innego, lecz tylko za sprawę Chrystusa i Chrystusowego Kościoła. Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus!. To stanowisko stało się jednym z powodów, by zakazać ks. arcybiskupowi Stefanowi Wyszyńskiemu wykonywania funkcji wynikających z piastowanych przezeń dotąd stanowisk kościelnych. Realizacją tego postanowienia było uwięzienie Prymasa.
Posługa Prymasa koncentrowała się przede wszystkim na budowaniu jedności Narodu i Kościoła w Polsce.
Uwięzienie. Niewolnik Maryi
Aresztowanie Prymasa nastąpiło w nocy 25 września 1953 r. Zabrał ze sobą jedynie rzeczy konieczne – brewiarz i różaniec. Prymas przez trzy lata przebywał w odosobnieniu, najpierw w Rywałdzie, następnie w Stoczku Warmińskim, Prudniku i Komańczy. Nie miał możliwości sprawowania swoich funkcji kościelnych, był oddzielony od powierzonych mu kapłanów i wiernych, był stale inwigilowany, jego korespondencja i paczki poddawane były surowej cenzurze i kontrolom. A mimo to, po trzech latach od aresztowania Prymas wypowiadał się na temat tego czasu z wdzięcznością: Po trzech latach mego więzienia ten wniosek uważam za ostateczny. Nigdy nie wyrzekłbym się tych trzech lat i takich trzech lat z curriculum mego życia… Jednak lepiej, że upłynęły one w więzieniu, niżby miały upłynąć na Miodowej. Lepiej dla chwały Bożej, dla pozycji Kościoła powszechnego w świecie – jako stróża prawdy i wolności sumień; lepiej dla Kościoła w Polsce i lepiej dla pozycji mojego Narodu; lepiej dla moich diecezji i dla wzmocnienia postawy duchowieństwa. A już na pewno lepiej dla dobra mej duszy. Ten wniosek zamykam dziś, w godzinie mego aresztowania, swoim Te Deum i Magnificat.
Tu okazała się siła jego wiary i hartu ducha. Choć traktowany jak więzień, Prymas zachował zupełną wewnętrzną wolność. Prowadził życie modlitwy i pracy (m.in. opracowując rozważania na cały rok liturgiczny, pisząc List do neoprezbiterów), realizował ułożony przez siebie plan dnia (rozpoczynał dzień o 5.00 i kończył o 22.00). Od pierwszych dni uwięzienia Prymas przeżywał ten czas w sposób głęboko duchowy, czego przykładem jest notka z jego Zapisków więziennych sporządzona w pierwszym tygodniu od aresztowania: Dziś erygowałem sobie Drogę Krzyżową, pisząc na ścianie, ołówkiem, nazwy stacji Męki Pańskiej i oznaczając je krzyżykiem. Resztę – Ecclesia supplet [Kościół uzupełnia]. Wewnętrzna wolność wyrażała się także w postawie i praktykowaniu miłości nieprzyjaciół. Pisał: Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził. I w innym miejscu: Do nikogo nie mam w sercu niechęci, nienawiści czy ducha odwetu. Pragnę się bronić przed tymi uczuciami całym wysiłkiem woli, z pomocą łaski Bożej. Dopiero z takim usposobieniem i z takim uczuciem mam prawo żyć. Bo tylko wtedy życie moje będzie budowało Królestwo Boże na ziemi.
Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził.
Czas zewnętrznej niewoli w życiu Prymasa stał się okazją do uczynienia istotnego duchowego kroku, będącego wyrazem jego całkowitej wewnętrznej wolności. 8 grudnia 1953 r. w Stoczku złożył Akt osobistego oddania się Matce Najświętszej, będący oddaniem się w niewolę Jezusowi Chrystusowi przez Maryję, na wzór św. Ludwika Marii Grignon de Montfort.
W swoim dzienniku duchowym zapisał: Przez trzy tygodnie przygotowałem duszę swoją na ten dzień. Idąc za wskazaniami błogosławionego Ludwika Marii Grigniona de Montfort, zawartymi w książce „O doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” – oddałem się dziś przez ręce mej Najlepszej Matki w całkowitą niewolę Chrystusowi Panu. W tym widzę łaskę dnia, że sam Bóg stworzył mi czas na dokonanie tak radosnego dzieła.
Czas zewnętrznej niewoli w życiu Prymasa stał się okazją do uczynienia istotnego duchowego kroku, będącego wyrazem jego całkowitej wewnętrznej wolności.
cdn.