Weronika Samolej - Jak to się zaczęło?
Przed dołączeniem do Wspólnoty Guadalupe nie należałam do żadnej innej wspólnoty. Nie wiedziałam, jak to wygląda i nie sądziłam, że tego potrzebuję.
Wychowywałam się w rodzinie katolickiej, zawsze byłam wierząca, ale idąc do liceum katolickiego, zaczęłam bardziej świadomie rozwijać swoją wiarę. Miałam wówczas kontakt z ludźmi z różnych wspólnot, takich jak Oaza, czy KSM (Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży), brałam udział w różnych wyjazdach dla katolickiej młodzieży, ale nie sądziłam, że będę w stanie sama gdzieś dołączyć.
Mój rok kończący liceum, był dla mnie wewnętrznie, duchowo bardzo ciężki. Byłam rozbita, martwiłam się o swoją przyszłość, nie wiedziałam czego chcę, miałam wahania nastroju. Niestety nie zawsze w takich chwilach opierałam się na modlitwie i zaufaniu. Nie zmienia to faktu, że starałam się z całej siły szukać swojej drogi i Bożej siły.
Postanowiłam wybrać się pierwszy raz na SMAL - Spotkanie Młodych Archidiecezji Lubelskiej. Chciałam spędzić miło czas z przyjaciółmi, wśród wspaniałych ludzi, ale przyznam szczerze, że jechałam niczego nie oczekując, a nawet z niechęcią, ze względu na moje różne trudności. Jednak już od pierwszego dnia dostawałam od Boga odpowiedzi na pytania, które mnie dręczyły. Dzięki temu, że trafiła mi się wspaniała grupa, pierwszy raz przyszło mi na myśl, że chciałabym gdzieś należeć. To właśnie na SMAL’u zostałam zaproszona przez członka wspólnoty Guadalupe na comiesięczne uwielbienie w Archikatedrze. Od razu postanowiłam, że pójdę, bo zawsze chętnie się decydowałam na takie rzeczy. W dodatku odkryłam, że Liderkę grupy - Agnieszkę, spotykałam już znaczenie wcześniej, kiedy jeszcze w podstawówce jeździłam na uwielbienia zespołu „Razem za Jezusem”, gdzie wtedy śpiewała. Nie znałam wtedy jeszcze Guadalupe, kojarzyłam tylko kilka piosenek i wiedziałam, że to wspólnota, która jest blisko Maryi. Wróciłam do domu i za dwa tygodnie pojechałam na uwielbienie. Byłam zachwycona przez cały czas, ale szczególnie mocno dotknęło mnie Zawierzenie Maryi, podczas którego odczułam Jej niesamowitą obecność. Nie byłam wtedy blisko Maryi. Modliłam się na różańcu, ale nie przykładałam do tego wielkiej wagi, zawsze uważałam, że skoro mogę zwracać się wprost do Boga, nie potrzebuję robić tego za czyimś wstawiennictwem. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że choć nie potrafię kochać Maryi tak mocno, jak Ci ludzie, to nie znaczy, że Ona mnie nie kocha. Pamiętam, że wróciłam do domu wzruszona i moja mama spytała: „Może dołączysz do Guadalupe”? A ja jej odpowiedziałam, że nie będąc blisko Maryi, chyba nie odnajdę się w tej wspólnocie. Myślę, że wtedy Maryja ze mnie nie zrezygnowała, tylko zaczęła mnie przybliżać do siebie z dnia na dzień, a miesiąc później, ku swojemu zdziwieniu, zostałam zaproszona i poszłam na pierwsze spotkanie wspólnoty, po którym wiedziałam, że nie chcę z tego rezygnować. Zawsze byłam nieśmiała, więc wiem, że gdyby nie ludzie, których Bóg postawił na mojej drodze i różne sytuacje, które lubię nazywać „Bożymi przypadkami”, sama nigdy bym się nie zdecydowała - być może ze strachu.
We wrześniu miną dwa lata, odkąd należę do wspólnoty i widzę jak wiele łask przez ten czas otrzymałam od Boga. Oprócz tego, że poznałam wielu wspaniałych ludzi, poczułam się częścią grupy, zaakceptowana i wartościowa, to przede wszystkim oddałam się Maryi i teraz naprawdę czuję, że jest mi bliska i zawsze mogę się do Niej zwrócić. Nie wyobrażam sobie dnia bez różańca i czuję pokój serca, bo wiem, że nie jestem sama, nie muszę podejmować sama decyzji i wszystkim się zamartwiać, tak jak to robiłam wcześniej. Maryja ukazuje mi jak istotna w życiu jest czystość i kształtuje we mnie moją kobiecość i poczucie wartości. Nie tylko udało mi się zbliżyć i pokochać Maryję, ale teraz Ona także prowadzi mnie coraz bliżej do Jezusa. Otworzyły mi się oczy na to jak wyglądała moja relacja z Bogiem, którą uważałam za bliską, mimo że było w niej tak wiele egoizmu i naiwności. Czasami trudno mi uwierzyć, jak bardzo miałam spaczone spojrzenie na wiele rzeczy. Wydawało mi się, że jestem bardzo religijna, a karmiłam się tym, co podsuwał świat. Wielu z tych rzeczy się bałam, ale wydawało mi się, że tak po prostu jest. Czuję ogromne wsparcie w tym, że obracam się wśród ludzi, którzy są dla mnie żywym świadectwem życia z Bogiem i zachwycam się siłą jedności wspólnoty.
Każdego dnia Bóg uczy mnie pokory i kształtuje naszą relację. Będąc z Nim czuję radość i pokój serca, nawet jeżeli nie wszystko układa się po mojej myśli. Kiedyś moja wiara była bardzo emocjonalna, a teraz każdego dnia uczę się wierności, bo Bóg jest ponad wszelkimi okolicznościami i każdego człowieka prowadzi jego własną, najlepszą dla niego drogą. Widzę jak wiele uczynił w moim życiu i jak interweniował, nawet jeżeli ja wtedy tego nie zauważałam. Czasami się buntujemy i się skarżymy Bogu, że nas nie słucha, kiedy On przygotowuje dla nas coś lepszego. Warto pamiętać, że lepsze, nie oznacza łatwiejsze. W księdze Syracydesa (2, 1-3) jest napisane: „Synu mój, jeżeli podejmujesz się służyć Panu, przygotuj się na doświadczenie, przygotuj swe serce i bądź mężny, zachowaj spokój w czasie przeciwności. Przylgnij do Pana i się nie oddalaj, abyś na końcu twych dni był wywyższony”. Teraz widzę, że dopiero w Bogu doświadczam pełnej miłości i wolności i na tej skale, blisko Jego i Maryi serca, jestem gotowa budować moje dalsze życie.