Stanisław Staniszewski - Jak to się zaczęło?
Pewnego dnia zadzwonił do mnie telefon i w słuchawce usłyszałem: „Stachu, masz ochotę pograć w piłkę nożną, bo potrzebują ludzi do grania?”. Pomyślałem sobie: „Czemu nie?”. W zasadzie i tak nie miałem lepszych planów na to popołudnie. Nie myśląc długo, zgodziłem się i po paru godzinach byłem już w drodze na trening. Gdy jechaliśmy, to w samochodzie poznałem Krzyśka ze Wspólnoty Guadalupe i jego znajomych.
Nagle, zupełnie znikąd, zaczęliśmy rozmawiać o pomysłach na wakacje. Gdy większość powiedziała o swoich planach, to przyszedł czas i na mnie. Miałem pewne obawy, by mówić o nich na głos – w końcu nikogo z tego auta nie znałem, a planowałem pójść na pielgrzymkę… Nie chciałem zostać odebrany dziwacznie. Po chwili namysłu postanowiłem zaryzykować i powiedziałem w kilku słowach o tym, że planuję wybrać się na chełmską pielgrzymkę do Częstochowy. Nie sądziłem, że spotkam się z tak dobrą reakcją. Jak się później okazało, to był dopiero początek naszej ciekawej rozmowy. Po chwili Krzysiek wyszedł z propozycją, abym w sierpniu poszedł z lubelską grupą nr 8, w której on sam będzie porządkowym, a wraz z nim idzie jego „ekipa”. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem o Guadalupe i zobaczyłem kilka zdjęć z ostatniej posługi wspólnoty. Koniec końców zgodziłem się i choć miałem mieszane uczucia, to pomyślałem, że to całkiem dobry pomysł.
Powoli zbliżał się 3 sierpnia. Gdy ten dzień nadszedł, ruszyłem z domu pod katedrę, mając w swojej głowie to, co usłyszałem i zobaczyłem tamtego dnia w drodze na trening. Rano była Msza Święta, a po niej kolejno wychodziły grupy pielgrzymów. Miałem spakowaną intencję i cierpliwie czekałem, rozglądając się za znanymi twarzami. Po krótkim czasie dostrzegłem emblemat z numerem 8. Pewnym krokiem podszedłem i wtedy, gdy już byłem przy swojej grupie, pojawił się Krzysiek i powiedział: „Chodź, przedstawię Cię mojej wspólnocie”. Pomyślałem: „Dobra! Po raz kolejny mnie namówiłeś”. Na początku czułem się nieswojo, ale szybko mi przeszło, bo przywitali mnie bardzo miło i serdecznie. Mijały kolejne dni, a ja dzięki nim poznawałem Pana Jezusa i całą wspólnotę coraz bardziej i bardziej. Po powrocie z pielgrzymki dostałem zaproszenie na wspólnotowy Różaniec, który Agnieszka organizowała u siebie w domu.
Poszedłem na pierwszy, drugi i kolejny, aż w końcu zapytała: „A może, Stasiu, chciałbyś dołączyć do naszej wspólnoty?”. Zgodziłem się i mam wewnętrzne przekonanie, że podjąłem dobrą decyzję. Dziś, po kilku latach we wspólnocie, jeszcze bardziej widzę, że Pan Jezus jest i działa w moim życiu. To właśnie On daje mi siłę do walki z grzechem i pełnię szczęścia na każdy dzień. We wspólnocie zajmuję się posługą medialną oraz rozprowadzaniem płyt. Chwała Panu, bo jest dobry i miłosierny!