joomla templates top joomla templates template joomla

Przyjaźń nie umiera nigdy...

Ala była zawsze taka piękna, uśmiechnięta, radosna...

 

Rozmowę przeprowadziły Monika Łaszkiewicz i Anna Romaniuk.

 

Marylko, jesteś jedną z najbliższych osób Alicji. Waszą relację można nazwać prawdziwą przyjaźnią i stawiać za wzór do naśladowania dla tych, którzy pragną taką głęboką więź budować. Czym jest dla Ciebie przyjaźń?

Moja definicja przyjaźni diametralnie zmieniła się od dnia wypadku Alicji. Kiedyś przyjacielem nazywałam każdą osobę, z którą dobrze się dogadywałam i z którą lubiłam spędzać czas. Teraz przyjaźń jest dla mnie czymś znacznie więcej. To przede wszystkim troska o drugą osobę, przywiązanie, dzielenie swoich pasji i myśli. To taki rodzaj relacji, która opiera się na zaufaniu i przeświadczeniu, że bez względu na to co się wydarzy, przyjaciel będzie mi towarzyszyć na dobre i na złe. Przyjaźń jest dla mnie skarbem i jedną z najwyższych wartości w życiu.

 

Jak się z Alą poznałyście? Jak wyglądała Wasza znajomość przed wypadkiem?  

Gdyby nie nasza wspólna znajoma, być może mogłabym Ali nigdy nie poznać. Na szczęście Dominika stwierdziła, że warto nas sobie przedstawić i z całego serca dziękuję jej za to. Poznałyśmy się w 2016 roku, mając po 16 lat. Może brzmi to dość filmowo i mało realistycznie, ale tak naprawdę od pierwszego spotkania z Alą, wiedziałam, że się zaprzyjaźnimy. Mogę śmiało powiedzieć, że Alicja skradła moje serce. Była zawsze taka piękna, uśmiechnięta, radosna i do tego niesamowicie zabawna! Potem z każdym kolejnym spotkaniem okazywało się, że mamy mnóstwo wspólnych tematów i wyznajemy podobne wartości, które naszą przyjaźń mocno spajały. Miałyśmy podobną ekspresję, ogromną łatwość w kontakcie z ludźmi i do nawiązywania nowych relacji. Szybko zobaczyłyśmy, że stałyśmy się sobie tak bliskie, że wszystko chciałyśmy robić razem. 

W czasie, kiedy rozwijała się nasza przyjaźń, stał przed nami wybór liceum. Planowałyśmy, że pójdziemy razem do jednej szkoły, ale ostatecznie każda z nas wybrała inną, co wiązało się z tym, że będziemy tego wspólnego czasu mieć mniej. Ostatecznie nie była to dla nas przeszkoda nie do przejścia, bo robiłyśmy tak, żeby jak najwięcej wolnych chwil spędzać ze sobą. Takim sposobem śpiewałyśmy co miesiąc na uwielbieniach w kościele Świętej Rodziny w Lublinie, chodziłyśmy razem na koncerty, spotykałyśmy się w naszej ulubionej kawiarni, pojechałyśmy na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, a w wakacje wybrałyśmy się po raz pierwszy na Pieszą Pielgrzymkę na Jasną Górę. Szukałyśmy ciągle możliwości rozwijania naszej relacji… po prostu lubiłyśmy dzielić ze sobą czas.

 

Często, jako sztandarowe dzieło opowiadające o przyjaźni, stawia się „Małego Księcia” Antoine de Saint-Exupéry. Można w nim znaleźć wiele wartościowych wskazówek. Jednym z bohaterów opowieści była Róża, która zamieszkiwała planetę Małego Księcia. Delikatny i piękny kwiat… jak Alicja. Jaka była Ala? 

Z jednej strony rzeczywiście Alicja była taką Różą – piękna, delikatna i pełna wdzięku. Jej ulubione perfumy miały zapach różany, więc chyba coś w tym jest. Ja jednak pamiętam ją jako pełną życia wariatkę, która uwielbiała się śmiać, żartować, tańczyć, śpiewać i skakać. Kochała ludzi, o czym świadczy to, że ciężko było ją spotkać w domu. Była bardzo aktywna, ciągle gdzieś wychodziła, miała pełno planów i trzeba było się czasem natrudzić, żeby wstrzelić się w jej napięty grafik.

Ala była też niesamowicie emocjonalną osobą. Nie bała się pokazywać tego, co czuje. Lubiłam w niej tą autentyczność i szczerość – kiedy coś jej nie odpowiadało lub z czymś się nie zgadzała, to po prostu o tym mówiła. Miała w sobie ogromną dobroć wobec ludzi, a dla mnie była niesamowitym oparciem w wielu trudnych chwilach.

 

19.02.2018 r. To data szczególna dla wielu osób… jakie masz wspomnienia z nią związane?

Na samą myśl, mam dreszcze i serce zaczyna bić szybciej… Gdybym tylko mogła, to wymazałabym ten dzień z pamięci. Kojarzy mi się z ogromnym strachem i rozpaczą. Dzień wcześniej widziałam się z Alą, bo byłyśmy razem w kościele na niedzielnej Mszy. Nigdy bym nie uwierzyła, że coś tak strasznego wydarzy się następnego dnia. Po południu mama Ali zadzwoniła do mnie i zapytała, czy mam kontakt z Alą, bo od jakiegoś czasu nie odbiera i nie odpisuje na wiadomości. Już wtedy była zmartwiona, a ja nie sądziłam, że był ku temu powód. Kilka godzin później dostałam smsa od koleżanki z klasy, która była z Alą we wspólnocie, z pytaniem, czy coś się stało, bo na grupie wspólnoty piszą coś o Ali, która jest szpitalu w stanie ciężkim. Dobrze wiedziała, że w ich wspólnocie była tylko jedna Ala, ale pisała do mnie ze złudną nadzieją, że może to jakaś pomyłka. Zadzwoniłam natychmiast do mamy Ali i niestety to wszystko okazało się prawdą. Łzy napłynęły mi do oczu, odebrało mi mowę, nie potrafiłam uwierzyć w to, co słyszałam. Miałam wrażenie, że to jakiś okropny sen, z którego nie mogę się wybudzić. Pamiętam te słowa do dziś: Marylka, Ala miała wypadek samochodowy, jest w krytycznym stanie, lekarze nie chcą nam nic powiedzieć, proszę módl się i rozsyłaj wiadomości z prośbą o modlitwę. Tak bardzo chciałam wtedy pojechać do szpitala, ale wiedziałam, że nikt mnie tam nie wpuści. Zadzwoniłam do znajomych księży, przyjaciół, pisałam na grupach, żeby przekazywać wszystkim prośbę o modlitwę. Chciałam zrobić coś więcej, ale nie wiedziałam co... Kilka godzin później udało się zorganizować z ks. Krzysztofem Bożymem Mszę Świętą w mojej parafii, na którą przyszło wielu znajomych z okolicy. Od tego momentu pojawił się ogromny zryw modlitewny, który trwał tak naprawdę przez cały okres od wypadku aż do śmierci.

 

Szukałyśmy ciągle możliwości rozwijania naszej relacji...

 

To, co się potem wydarzyło, było… cudem?

Nie zdawaliśmy sobie sprawy, w jak wielkim dziele uczestniczymy. Nikt nie sądził, że wieść o tym wypadku rozejdzie się po całej Polsce, a nawet w niektóre miejsca za granicą. To, co się działo w Lublinie było ogromnym zrywem ludzkich serc. Młodzi ludzie przychodzili dzień po dniu do szpitalnej kaplicy, modląc się za Alicję - wszystko inne nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, żeby Ala żyła. Codziennie zasypiałam z przerażającą myślą, że obudzę się i na ekranie telefonu przeczytam wiadomość, że Ala nie żyje. Bałam się tego najbardziej. Jednak ta modlitwa dawała nadzieję, ukojenie i wiarę
w to, że Alicja z tego wyjdzie…

 

Mówi się, że przyjaciół poznaje się w biedzie. Z podziwem patrzyliśmy jak Ty, inni przyjaciele, wspieraliście Alę i jej rodziców w procesie rehabilitacji. Byliście przy Ali na dobre i na złe. Ona, pogrążona w śpiączce, była wówczas w „swoim świecie”, niczym Mały Książę na swojej planecie. Jak wyglądała Wasza przyjaźń, zaangażowanie w tamtym czasie?

Musiałam się pogodzić z tym, że nasza przyjaźń będzie od tej pory wyglądać inaczej. Wiedziałam, że będzie wymagało to ode mnie większego poświęcenia. Przez pierwszy rok od wypadku Alicja przebywała w Budziku w Warszawie. Raz w miesiącu starałam się ją odwiedzać, spędzić przy niej trochę czasu i wspierać rodziców. Było to dla mnie zdecydowanie za mało, ale przez różne obowiązki nie mogłam sobie pozwolić na częstsze wizyty. Ucieszyłam się, gdy się okazało, że Ala wraca do domu, bo wtedy mogłam ją odwiedzać, kiedy tylko chciałam. Mówiłam do niej, puszczałam jej muzykę, grałam na gitarze, śpiewałam i kładłam się koło niej - tak jak dawniej. Podejrzewam, że to wszystko dawało najwięcej mi samej, bo dzięki temu czułam, że ta nasza relacja jest… nie skończyła się. Śpiączka to stan dalej niezgłębiony przez medycynę i ciężko jest określić na ile, osoba w niej przebywająca, odbiera bodźce ze środowiska. Mocno wierzę, że mimo swojego stanu, Ala czuła troskę i miłość, którą staraliśmy się jej wtedy pokazywać.

 

Z trudem można sobie wyobrazić, co czuje osoba, która w jednej chwili traci możliwość obcowania z człowiekiem tak bliskim, jak Ala była (jest) dla Ciebie. Skąd czerpać siłę, aby się nie załamać?

Wydaje mi się, że nie ma na to dobrej recepty. Z perspektywy czasu widzę, że każdy z przyjaciół Ali radził sobie na swój sposób. Ja starałam się nie zamykać w sobie i nie płakać w samotności, tylko przebywać jak najczęściej z bliskimi i dzielić się smutkiem i strachem. Czułam to wsparcie, które mi dawali. W tamtym czasie postanowiłam, że będę pisać do Ali wiadomości o tym, jak się czuję i jak wiele niemożliwych rzeczy dzieje się w związku z jej wypadkiem. Miałam w sobie nadzieję, że je kiedyś przeczyta. Dzięki temu pozwalałam sobie na uwolnienie emocji, które się we mnie pojawiały.

Jednak wtedy najważniejszym wsparciem była dla mnie modlitwa. Wierzyłam, że Bóg w tym wszystkim jest ze mną i mnie nie zostawia. Na każdym kroku widziałam Jego znaki. Działo się tyle niesamowitych rzeczy, że miałam pewność, że On czuwa.

 

Pod koniec zeszłego roku (2021) przeżywaliśmy drugą rocznicę narodzin Alicji dla Nieba. Pamiętamy Twoje wzruszające przemówienie podczas uroczystości pogrzebowej. Wypadek, a później śmierć tak bliskiej osoby były wielkim ciosem dla Ciebie, rodziny, znajomych. Jak sobie radzisz z tą stratą?

Gdyby nie moc modlitwy i wspólnoty ludzi, nie poradziłabym sobie. Otrzymałam tak ogromne wsparcie od mojej rodziny, wspólnych przyjaciół, których zgromadziłyśmy z Alą. Myślałam, że po takiej stracie nie da się już normalnie żyć i cieszyć. Okazuje się, że najlepszym lekarstwem na radzenie sobie ze stratą jest przeżycie wszystkich emocji, które się w nas rodzą – od rozpaczy, przez smutek, złość, bezsilność, po tęsknotę. Trzeba dać im upust, ale przede wszystkim dać sobie czas na to, by się zaadaptować do tego, że tej osoby już fizycznie nie będzie. Taka strata to coś, o czym się nigdy nie zapomina, ale można się nauczyć z nią żyć i nie pozwolić, by przejęła kontrolę nad życiem. Wszyscy dookoła powtarzali mi, że mam jeszcze swoje życie do przeżycia, więc nie mogę się zatracić w tej żałobie. Pomaga mi też to, że w wielu aspektach mojego życia dostrzegam Ali obecność i działanie. Może to moja nadinterpretacja, ale wierzę, że się mną opiekuje i troszczy, żebym podejmowała dobre decyzje. Zawsze, gdy dzieje się coś ważnego w moim życiu, proszę ją, żeby mi w tym towarzyszyła. 

Stałyśmy się sobie tak bliskie, że wszystko chciałyśmy robić razem.

 

W jaki sposób pielęgnujesz pamięć o Ali? Czy przyjaźń może trwać wiecznie?

Nie muszę się jakoś specjalnie starać, by o niej pamiętać, bo ona sama się ciągle upomina! Mam wokół siebie ludzi, z którymi mogę wspominać Alę i to bardzo pomaga. Piękne jest też to, że różne sytuacje, słowa, usłyszana piosenka, czy konkretne miejsca mi o niej przypominają, dzięki temu jest ze mną cały czas, bo jest w moich wspomnieniach. Postanowiłam zrobić album ze zdjęciami i opisami wspólnych chwil z Alą, żeby kiedyś w przyszłości móc pokazać go i opowiedzieć o Ali moim dzieciom.

Myślę, że nasza przyjaźń przeszła już tyle prób, że nawet śmierć Ali jej nie rozłączy. Wierzę, że kiedyś spotkamy się w innej, piękniejszej rzeczywistości…

 

W grudniu 2019 roku został otwarty Ośrodek Neurorehabilitacji w Turce (duchowe dzieło Ali). Zaśpiewałaś wtedy piosenkę „Znów wędrujemy” (kompozycja: G. Turnau), którą wielokrotnie wykonywałyście z Alicją. Byłyście w siebie wtedy tak wpatrzone. Sama również napisałaś dla Alicji piosenkę pt. „Znów zobaczę Cię”. Opowiedz coś o tym utworze…

Utwór ten powstał kilka tygodni przed rocznicą śmierci Alicji, w 2020 roku. Często jak jestem w domu, to siadam do pianina i coś sobie podgrywam. Któregoś wieczoru coś mnie natchnęło i zaczęłam grać fragment każda noc mi przypomina, że już nie ma Ciebie tu. Ubrałam w ładniejsze słowa i w melodię to, co czułam. To był czas, kiedy bardzo brakowało mi Ali i dlatego powstała ta piosenka. Chciałam, żeby każdy, kto być może przeżył w życiu coś podobnego, poczuł, że nie jest sam i odnalazł w niej jakieś ukojenie. Bardzo pomogła mi wtedy Kamila, moja przyjaciółka, która razem ze mną tworzyła ten tekst. „Znów zobaczę Cię” jest dla mnie wyjątkową pamiątką po Ali.

 

W jednym z materiałów o Ali (Głębia ostrości. Wstawaj Alicja! 16.04.2019) powiedziałaś, że Wasza relacja przed wypadkiem była bardzo intensywna. Gdy obie zdecydowałyście się przyjaźnić, to każda z Was o tę relację dbała. Kolejną postacią, jaką Mały Książę spotkał podczas swej wędrówki był Lis. Usłyszał od niego słowa: Oswoić znaczy stworzyć więzy oraz Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś. Czy przyjaźń to decyzja i odpowiedzialność? Jak wyglądała Wasza wzajemna troska o przyjaźń?

Nie zawsze musi być to jakaś konkretna decyzja, bo czasami przyjaźnie powstają po prostu same, ale na pewno jest to odpowiedzialność za przyjaciela. Troska o to, by podejmował dobre decyzje, żeby stawał się lepszym człowiekiem.

Myślę, że naszą troską o przyjaźń, poza rozmowami i spotkaniami, była wspólna modlitwa. Bardzo lubiłam się modlić z Alą, bo to jednoczyło. Nie mam wątpliwości, że dzięki temu więź, która się utworzyła między nami, była tak głęboka i silna. Od momentu, gdy się poznałyśmy, zaczęłam się modlić za Alę i za naszą przyjaźń. Bardzo mi na niej zależało i nie chciałam jej nigdy stracić. W końcu poczułam, że znalazłam bratnią duszę.

 

Czy przyjaźń to wzajemność? Skąd czerpać miłość i jak wytrwać przy przyjacielu, zwłaszcza w najtrudniejszych momentach, gdy tak po ludzku ta druga osoba nie jest w stanie nam nic ofiarować z siebie? A może wcale nie musi?   

Szczerze mówiąc troska o Alę była dla mnie czymś oczywistym. Trwanie przy niej do samego końca, nie było żadnym wyrzeczeniem. Robiłam to, co czułam. Wiedziałam, że jej nie zostawię, bo bardzo tęskniłam i ciągle (może i naiwnie) wierzyłam i miałam nadzieję, że się wybudzi. Kiedy w relacji przychodzą najtrudniejsze momenty, to gdy więź między tymi osobami jest wystarczająco silna, przetrwa nawet najgorszą burzę. 

 

Pan Bóg jednak z każdego dramatu jest w stanie wyprowadzić jakieś dobro. Czy z perspektywy czasu dostrzegasz je również w tym doświadczeniu, którego byłaś udziałem? 

Często z trudem przychodzi mi szukanie dobra w obliczu śmierci Ali, choć staram się wierzyć, że to była najlepsza droga dla niej i że to miało jakiś sens. Ze wzruszeniem patrzę, jak rozwija się Ośrodek Neurorehabilitacji w Turce, który nie powstałby, gdyby nie ta cała historia. Sama mam w swoim życiu parę takich cudów, które jej zawdzięczam.

 

Mały Książę wiele nauczył się od swoich przyjaciół. Czego nauczyłaś się od Alicji? Czy jest coś, za co chciałabyś Jej podziękować?

Wielu rzeczy nauczyłam się od Ali, ale chyba najważniejszą z nich jest to, żeby nie bać się tego, w co się wierzy. Ala pokazała mi, że tylko za autentyczność ludzie zdołają mnie pokochać, więc staram się to nieustannie wprowadzać w życie.

Na koniec chciałabym Ci podziękować Alu za to, że mogłam przeżyć z Tobą tyle pięknych chwil. Dziękuję za to, że byłaś dla mnie oparciem nawet w najgorszych chwilach. Bardzo mi Ciebie brakuje, ale wierzę, w nasze upragnione spotkanie…

 

Podczas otwarcia Ośrodka Neurorehabilitacji w Turce zaśpiewałaś piosenkę „Znów wędrujemy”. Byłyście w siebie wtedy tak wpatrzone.

 

Maryla Hałabis

Studentka kierunku lekarskiego na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach.

Artykuły:

Zamów Książkę nr 1

Zamów Książkę nr 2

VideoBlog Guadalupe

Logowanie

Wyłącznie dla członków Wspólnoty i jej Dzieł. Informacje: admin@guadalupe.com.pl

Kontakt

e-mail zespół:
zespol@guadalupe.com.pl
administrator strony: admin@guadalupe.com.pl