Jezus wszystkim się zajmuje
Rodzina Państwa Jońskich podczas podróży na posługę.
Maryja z Guadalupe wkroczyła w nasze życie z narodzeniem, a dokładniej z poczęciem naszego czwartego dziecka. Wkroczyła i zrobiła totalną rewolucję. Ale od początku…
Jesteśmy małżeństwem od 1999 roku, w tym roku obchodziliśmy 20. rocznicę ślubu. Oboje pochodzimy z rodzin wierzących, ale można powiedzieć, że kiedyś żyliśmy obok Pan Boga. Ja chodziłam do kościoła w miarę regularnie, Piotra musiałam zmusić lub wyprosić, żeby poszedł ze mną i naszym synkiem Antonim na mszę niedzielną.
I tak sobie żyliśmy w miarę spokojnie, wydawało nam się, że szczęśliwie. Aż do roku 2008, kiedy to zapragnęliśmy, aby nasza rodzina powiększyła się. Jesienią byłam w ciąży, gdzie dzieciątko obumarło po kilku tygodniach. To było dla nas i synka traumatyczne przeżycie. Dość szybko stwierdziliśmy, że będziemy starać się jeszcze raz o maleństwo. Nawet nie przypuszczaliśmy, że mogę poronić kolejny raz. A jednak…
Cały nasz świat zawalił się w ciągu kilku minut u lekarza ginekologa. Nie wiedzieliśmy, jak powiedzieć o tym Antosiowi, który czekał za drzwiami na pierwsze zdjęcie swojego rodzeństwa. Żałoba po naszych dzieciach trwała dość długo. Trudno było się otrząsnąć po śmierci dwójki dzieci. Piotr stwierdził, że chyba dane nam jest tylko jedno dziecko. Ja ciągle myślałam o ciąży. Po konsultacji z panią doktor, która przeżywała ze mną każdą stratę, postanowiłam „w tajemnicy” prosić Boga o kolejną szansę. Teraz tylko ja wiedziałam, że pod moim sercem zaczęło bić serce naszego czwartego dziecka.
Po jakimś czasie Piotr dostąpił wtajemniczenia, ale Antosiowi nie mówiliśmy nic. Radość i strach zamieszkały pod naszym dachem. Pod koniec 3. miesiąca, kiedy prowadziłam lekcję w mojej szkole, źle się poczułam. Poprosiłam koleżankę, aby zastąpiła mnie w pracy, i zadzwoniłam po męża. Kiedy czekaliśmy przed gabinetem na USG, które miało potwierdzić nasze przypuszczenia, że znów straciliśmy nasze maleństwo, zaczęłam modlić się Różańcem (na palcach, bo nie miałam wtedy zwyczaju mieć przy sobie różańca): „Matko Boska, proszę, dla Antoniego, on tak bardzo chce mieć siostrzyczkę”. Obraz naszego „minidzidziusia” na USG wywołał we mnie falę żalu, ale krzyk radości pani doktor i jej słowa, których nie zapomnimy do końca życia: „Jest, jest, serduszko bije”, wyrwały nas z odrętwienia. Płakaliśmy ze szczęścia i dziękowaliśmy Bogu.
Po tygodniu powiedzieliśmy Antkowi, że jestem w ciąży, ale życie jego siostry lub brata jest zagrożone. Sześcioletni wtedy synek codziennie modlił się Litanią loretańską o życie swojego rodzeństwa. Odkąd Maryja zaczęła opiekować się naszym maleństwem, byłam spokojniejsza.
Odkąd Maryja zaczęła opiekować się naszym maleństwem, byłam spokojniejsza.
Zuzia urodziła się 12 grudnia 2010 roku. Dopiero po wstąpieniu do Wspólnoty Rodzin Guadalupiańskich dowiedziałam się, że to dzień, w którym przypada święto Matki Boskiej z Guadalupe, patronki życia poczętego. Teraz na pytanie, jak to się stało, że tak pokochaliśmy Matkę Bożą z Guadalupe odpowiadamy, że Mateńka już dawno nas Sobie wypatrzyła.
Czas po narodzinach Zuzi był już inny. Zaczęliśmy zbliżać się do Boga. Ja szybciej i z większym entuzjazmem, Piotr powolutku. Dużo pracował w firmie i przy domu. W pracy było dużo emocji, w jego rodzinie brakowało pokoju. Jego choroba przewlekła dawała się we znaki.
Pewnego wieczoru wylądował w szpitalu. Zaczął się bardzo trudny okres w naszym życiu. Piotr nie pracował, źle się czuł poza domem. Mieliśmy mniej pieniędzy, ale więcej czasu dla siebie i dzieci. Miałam przekonanie, że to Boży plan na nasze życie. I tak było.
Kiedy rankiem zaszłam do kościoła (jest zaraz obok mojej szkoły), zmęczona trudnościami codzienności i lękiem o przyszłość, w mojej głowie zabrzmiały słowa „Jezu, ja już nie mam siły ani pomysłu na to wszystko, Ty się tym zajmij”.
„Jezu, ja już nie mam siły ani pomysłu na to wszystko, Ty się tym zajmij”
Od tego dnia wszystko zaczęło iść innym torem, a może Jego ścieżką.
Znajomy zaprosił nas na uwielbienie z Maryją do Dąbrówki, sąsiedniej wsi. Modlitwa, śpiew, niesamowity pokój i radość.
Pamiętam, jak od Michała (członka Wspólnoty Guadalupe) wzięłam płytę. Włożyłam ją do schowka w samochodzie. Po kilku dniach wracałam z Lublina, śpiesząc się do pracy na wsi. Remontowali drogę pod miastem, więc stałam w korku. Włączyłam płytę. Kiedy usłyszałam słowa piosenki „Nikt cię nie kocha tak, jak Ja” i „ile czekałem, byś zechciał przyjąć Mnie”, pomyślałam o moim mężu. Łzy radości i dziecięcej ufności popłynęły po policzkach…
Piotr coraz szybciej zaczął oddawać swoje życie i serce Maryi.
Modlimy się o jego uzdrowienie, bo każdy dzień z chorobą to ból i wyzwanie dla nas wszystkich. Ale wiemy, że jego uzdrowienie już nastąpiło. Uświadomił nam to ksiądz Łukasz podczas spowiedzi na rekolekcjach w Kodniu.
W tym roku, w pięknej scenerii gór, zawierzyliśmy się Matce Bożej na rekolekcjach dla Rodzin Guadalupiańskich. Na konferencji z Agnieszką poznałam bliżej księdza Dolindo i kupiłam książeczkę z Nowenną. Razem oddaliśmy nasze życie najpierw Maryi na rekolekcjach, a teraz powiedzieliśmy wspólnie „Jezu, ufam Tobie, Ty zatroszcz się o wszystko”. Przez Maryję do Jezusa. To szczera prawda.
Antoni i Zuzanna kochają Maryję z całego serca. Ich młode życie wypełnione jest modlitwą, posługami w naszej parafii w Krasieninie i tymi razem ze wspólnotą Guadalupe. Czasami ludzie pytają nas, skąd my i nasze dzieci bierzemy czas i siły na to wszystko. Odpowiedź jest prosta: ładujemy akumulatory u Boga Najwyższego, Maryja osłania nas Swoim płaszczem, Duch Święty służy potrzebnymi darami, a Jezus wszystkim się zajmuje.
Chwała Panu i cześć Maryi.
Dar życia Zuzi uświadamia, że każde życie jest darem Bożym.