Szczęśliwi miłosierni, czyli o błogosławionej Hannie Chrzanowskiej
Kardynał Karol Wojtyła z Hanną Chrzanowską (stoi pierwsza z lewej).
Dzięki łasce Ducha Świętego rozwija się w człowieku „niepowtarzalna odmiana świętości, która ogarnia jego osobowość nie niszcząc jej, wywyższa ją i wydoskonala” (św. Jan Paweł II). Błogosławiona Hanna Chrzanowska - orędowniczka przed Bogiem, zarówno dla chorych, jak i pielęgniarek, odznaczała się szczególnym przeżywaniem swojego życia zawodowego w połączeniu z żywą wiarą.
Urodziła się w 1902 roku w Warszawie jako drugie dziecko Wandy i Ignacego Chrzanowskich. Już od dzieciństwa wychowywana w atmosferze filantropii i dobroczynności. W roku 1910 wraz z rodziną przeprowadziła się do Krakowa, gdzie podjęła naukę w szkole Sióstr Urszulanek. Od młodości zafascynowana była pracą pielęgniarską, którą poznała nie tylko dzięki przykładowi swojej ciotki Zofii Szlenkierówny, ale także kursowi zorganizowanemu przez Amerykański Czerwony Krzyż. Pierwsze doświadczenie zawodowe zdobyła w Klinice Chirurgii, gdzie towarzyszyła cierpiącym umierającym. W roku 1922 rozpoczęła naukę w Warszawskiej Szkole Pielęgniarskiej, po ukończeniu której wyjechała na roczne stypendium z zakresu pielęgniarstwa otwartego do Paryża. Po powrocie do kraju pracowała jako instruktorka w Uniwersyteckiej Szkole Pielęgniarek w Krakowie. Życie Hanny Chrzanowskiej upływało na ciągłym rozwijaniu kompetencji zawodowych i pracy na rzecz pielęgniarstwa polskiego zarówno w Warszawie, jak i w Krakowie.
Hanna jako nastolatka.
Okres II wojny światowej był czasem aktywnej działalności bł. Hanny w Sekcji Pomocy Wysiedlonym Polskiego Komitetu Opiekuńczego. Jak opisuje J. Masłowski, Hanna Chrzanowska „wyróżniała się zdolnościami organizacyjnymi w pracach mających charakter improwizacyjny, tworzyła izby chorych w obozach przejściowych (…) dużo energii poświęcała dzieciom”.
W latach powojennych bł. Hanna Chrzanowska obejmowała stanowiska kierownicze w szkołach pielęgniarskich, pracowała jako wykładowca metodyki nauczania pielęgniarstwa otwartego między innymi w Państwowej Szkole Pielęgniarstwa w Krakowie, Szkole Pielęgniarstwa Psychiatrycznego w Kobierzynie. W roku 1972, jak zapisała w swoim „Życiorysie”, podejmowała się opieki obłożnie chorych na terenie Krakowa. Zmarła 29 kwietnia 1973 roku, wycieńczona chorobą nowotworową, z którą zmagała się siedem lat.
A przecież nasz zawód dlatego ma tyle w sobie godności, że stoimy przy chorym do końca, do śmierci i przy śmierci. Wyznam, że czuję szczególną wdzięczność dla Pana Boga za to właśnie.
Życie duchowe bł. Hanny Chrzanowskiej od dziecięcych lat było nacechowane umiłowaniem piękna, szczególną wrażliwością na drugiego człowieka. Po latach, gdy w pamiętniku opisywała czas nauki w szkole pielęgniarskiej, zapisała swoje refleksje związane z towarzyszeniem umierającym pacjentom: „Nieraz myślę, że nasze instruktorki za mało opiekują się uczennicami w takich momentach. A dziewczęta są albo załamane i trzeba je podeprzeć, albo tylko bezmyślnie ogłuszone i trzeba w nich pogłębić pojęcie – co to jest śmierć. Niektóre boją się zabobonnie.... A przecież nasz zawód dlatego ma tyle w sobie godności, że stoimy przy chorym do końca, do śmierci i przy śmierci. Wyznam, że czuję szczególną wdzięczność dla Pana Boga za to właśnie”.
Szczególnym okresem, wystawiającym na próbę wiarę Hanny, był czas okupacji, kiedy straciła dwie najbliższe osoby. Brat Bogdan, powołany do służby wojskowej, został zamordowany w Katyniu, ojciec Hanny – Ignacy Chrzanowski - wywieziony wraz z innymi pracownikami Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczo-Hutniczej do obozu w Sachsenhausen, gdzie zmarł w styczniu 1940 roku. Pomimo tych trudnych przeżyć Hanna nie żywiła w sobie nienawiści, ale dostrzegała biedę moralną ludzi siejących przemoc. Sama podejmowała się opieki nad dziećmi, działalności konspiracyjnej, ryzykując własne życie. We wspomnieniach jednej z jej koleżanek czytamy: „Nie trudno [...] się domyślić, ile łez musiała otrzeć, ilu potrzebom zaradzić, ilu zrozpaczonym dać promyk nadziei! [...] lata wojny wpłynęły decydująco na jej postawę wewnętrzną. Cierpienia własne i całego narodu pogłębiły jej wiarę i bardziej jeszcze zbliżyły do Boga”.
Wycofać siebie, puścić się na szerokie wody miłości, nie z zaciśniętymi zębami, nie dla umartwienia, nie dla przymusu, nie traktować chorego jako „drabiny do nieba”. Chyba tylko wtedy, kiedy jesteśmy wolne od siebie, naprawdę służymy Chrystusowi w chorych.
Błogosławiona Hanna Chrzanowska była osobą bardzo skromną, jednak niepozbawioną poczucia swojej wartości i godności. W słowach Jezusa Chrystusa: „Nie przyszedłem, aby mi służono, ale abym służył” odnalazła sens swojego pielęgniarskiego powołania i doniosłości tego zawodu. Kiedy przez ostatnie dziesięć lat swojego życia podjęła się pielęgnacji chorych – ubogich mieszkańców Krakowa, odczuwała wielką radość z możliwości niesienia miłosierdzia drugiemu człowiekowi ze względu na miłość Chrystusa. W jej zapiskach czytamy: „Co za radość na stare lata dorwać się do chorych: myć, szorować, otrząsać pchły. Prostota, zwyczajność zabiegów – to najważniejsze dla chorego. Wycofać siebie, puścić się na szerokie wody miłości, nie z zaciśniętymi zębami, nie dla umartwienia, nie dla przymusu, nie traktować chorego jako „drabiny do nieba”. Chyba tylko wtedy, kiedy jesteśmy wolne od siebie, naprawdę służymy Chrystusowi w chorych”.
Z Anną Rydlówną i uczennicami.
Swoją postawą i radosną służbą zapalała świeckich i duchownych do opieki nad potrzebującymi: „Wciągała do pracy – wspomina jej koleżanka – różnych ludzi dobrej woli, znajomych i nieznajomych, z których wielu stawało się wiernymi sympatykami i przyjaciółmi jej dzieła – służąc w potrzebie radą i pomocą, przede wszystkim zaś nawiązała współpracę z młodzieżą akademicką, co miało w przyszłości przynieść tak piękne owoce. Studenci zaczęli systematycznie pomagać chorym i starym: odwiedzają ich, rozmawiają, czytają, piszą im listy, robią zakupy, noszą obiady, załatwiają różne sprawy i naprawy w domu, sprzątają (a nawet malują) mieszkania, pomagają młodym inwalidom w nauce, prowadzą lub wożą na spacery i do kościoła, w zimie noszą węgiel z piwnicy do mieszkania. [...]”.
Dzięki jej staraniom coraz częstszą praktyką stawało się sprawowanie Mszy Świętej w domach chorych. Drugą inicjatywą Błogosławionej była organizacja rekolekcji dla chorych, które regularnie odbywały się w Trzebini. Ci, którzy doświadczali jej opieki zarówno tej względem ciała, jak i ducha, nazwali Hannę Chrzanowską Cioteczką, ukazując w ten sposób, jak bliska była im jej osoba. Mimo aktywnego sposobu życia, nieustannej pracy dla innych, szukała chwil dla Boga. Codziennie uczestniczyła w Eucharystii, rozważała Słowo Boże oraz Mękę Pańską. Jej żywa wiara owocowała w twórczej posłudze dla bliźnich w duchu autentycznej miłości.
Po śmierci bł. Hanny Chrzanowskiej, w czasie Mszy świętej żałobnej w swojej homilii ks. Kardynał Karol Wojtyła powiedział: „(…) dziękujemy Bogu za to, że byłaś wśród nas, taka jaka byłaś, z tą Twoją wielką prostotą, z tym wewnętrznym spokojem, a zarazem z tym wewnętrznym żarem; że byłaś wśród nas jakimś wcieleniem Chrystusowych błogosławieństw z Kazania na Górze; zwłaszcza tego, które mówi: „Błogosławieni miłosierni” (…) Niech będą dzięki Bogu miłosiernemu za Twoje życie; niech nagrodą Twoją będzie sam Pan; niech promieniowanie Twojej posługi trwa wśród nas i wszystkich nas nieustannie poucza, jak służyć Chrystusowi w bliźnim”.