Odpowiedzialna miłość rodziców wobec swoich dzieci
Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo (por. Rdz 1,26n). Powołał go do istnienia z miłości i przeznaczył do miłości. Wpisał On w człowieczeństwo mężczyzny i kobiety zdolność i odpowiedzialność za tę wspólnotę i miłość, która jest podstawowym i wrodzonym powołaniem każdej istoty ludzkiej.
Człowiek, jako ucieleśniony duch, wyraża się poprzez ciało, które zarazem formowane przez nieśmiertelną duszę, powołane jest do miłości w tej właśnie swojej zjednoczonej całości. Dlatego miłość powinna afirmować całego człowieka w jego złożoności i jedności cielesno-duchowej. Objawienie chrześcijańskie odwołuje się do dwóch sposobów „(…) urzeczywistniania powołania osoby ludzkiej – w jej jedności wewnętrznej – do miłości: małżeństwo i dziewictwo”. Oba powołania są konkretnym wypełnieniem najgłębszej prawdy o człowieku – o jego istnieniu na obraz Boży. Człowiek, żyjący we wspólnocie rodzinnej, rozwija się więc w miłości, która ożywiana darami Ducha Świętego nieustannie go doskonali. Dlatego stawia się pytanie: na czym polega odpowiedzialna miłość rodziców wobec swoich dzieci?
Aby na nie odpowiedzieć, należy najpierw przedstawić miłość małżeńską męża i żony, a dopiero potem ukazać miłość matki i ojca do swoich dzieci. Przede wszystkim podstawą odpowiedzialnej miłości rodziców do swoich dzieci jest najpierw ich wzajemna więź.
Małżeństwo darem
Odwołując się do miłości małżeńskiej, Jan Paweł II podkreśla, że wzajemne oddanie się sobie mężczyzny i kobiety we właściwych i wyłącznych relacjach osobowych, nie jest bynajmniej zjawiskiem czysto biologicznym. Dotyczy ono samej wewnętrznej istoty osoby ludzkiej jako takiej. Więź ta dokonuje się w sposób prawdziwie ludzki tylko wtedy, gdy stanowi integralną część miłości, która mężczyznę i kobietę wiąże ze sobą aż do śmierci: „Całkowity dar z ciała byłby zakłamaniem, jeśliby nie był znakiem i owocem pełnego oddania osobowego, w którym jest obecna cała osoba, również w swym wymiarze doczesnym”. Gdyby człowiek zastrzegł coś dla siebie lub zarezerwował sobie jakąś możliwość zmiany decyzji w przyszłości, to w ten sposób tylko potwierdziłby, że nie oddaje się całkowicie. Zatem „Ta całkowitość, jakiej wymaga miłość małżeńska, odpowiada również wymogom odpowiedzialnego rodzicielstwa, które będąc w rzeczywistości nastawione na zrodzenie istoty ludzkiej, przewyższa swą naturą porządek czysto biologiczny i nabiera w całej pełni wartości osobowych, a dla jej harmonijnego wzrostu konieczny jest trwały i zgodny wkład obojga rodziców”. Jedynym miejscem, które umożliwia takie oddanie w całej swej prawdzie jest małżeństwo jako przymierze wiernej miłości, jedyne i wyłączne, którą zamierzył sam Bóg.
W swej najgłębszej rzeczywistości miłość jest istotowo darem, który pochodzi od Stwórcy. Prowadzi ona małżonków w prawdzie do jedności dwojga, uzdalniając ich do największego oddania siebie Bogu, dzięki któremu stają się Jego współpracownikami, udzielając daru życia nowej osobie ludzkiej. Dziecko staje się żywym odbiciem ich miłości, trwałym znakiem jedności małżeńskiej oraz żywą i nierozłączną syntezą ojcostwa i macierzyństwa. Ojciec i matka – dwie najbliższe sobie i dzieciom osoby – są dla swoich potomków nie tylko dawcami życia. Podejmując trud wychowania dzieci, czyli prowadzenia ich przez lata aż do uzyskania pełnej dojrzałości, biorą na siebie odpowiedzialność za ich wszechstronny rozwój i jakość egzystencji. Nie ulega więc wątpliwości, że podstawą zbudowania bliskiej więzi między rodzicami i dziećmi jest czas, który wspólnie spędzają. A także relacja ojca z matką głęboko wpisuje się w życie syna czy córki. Dzieje się tak dlatego, ponieważ „(…) wedle zamysłu Bożego rodzina została utworzona jako głęboka wspólnota życia i miłości (…)”. Zatem jej zadaniem jest wierne przeżywanie rzeczywistości komunii w ciągłym działaniu na rzecz rozwijania prawdziwej wspólnoty osób.
Rodzice, ponieważ dali życie dzieciom, w najwyższym stopniu są obowiązani do wychowania potomstwa i dlatego muszą być uznani za pierwszych i głównych jego wychowawców.
Bez miłości rodzina nie może żyć, wzrastać i doskonalić się. Stanowi ona wewnętrzną zasadę i fundament wspólnoty małżeńskiej i rodzinnej. Niepodzielna jedność i nierozerwalność komunii małżeńskiej ukazuje szczególną i niepowtarzalną miłość matki i ojca do swojego dziecka. W dużej mierze zależy także ona od ich osobistego rozwoju życia moralnego, podejmowanego trudu samodoskonalenia się, bowiem prawdziwe wychowanie dzieci zależy od nieustannego wychowywania się rodziców. Sobór Watykański II jednoznacznie stwierdza: „Rodzice, ponieważ dali życie dzieciom, w najwyższym stopniu są obowiązani do wychowania potomstwa i dlatego muszą być uznani za pierwszych i głównych jego wychowawców. To zadanie wychowawcze jest tak wielkiej wagi, że jego ewentualny brak z trudnością dałby się zastąpić. Do rodziców bowiem należy stworzyć taką atmosferę rodzinną, przepojoną miłością i szacunkiem dla Boga i ludzi, aby sprzyjała całemu osobistemu i społecznemu wychowaniu dzieci. Dlatego rodzina jest pierwszą szkołą cnót społecznych, potrzebnych wszelkim społecznościom”. Prawo, a zrazem obowiązek rodziców do wychowywania swoich dzieci wynika więc z samego przekazywania życia ludzkiego. Jest on pierwotny i ma pierwszeństwo w stosunku do zadań wychowawczych innych osób. Wyjątkowość stosunku miłości łączącej rodziców i dzieci wyklucza zatem zastępstwo i jest niezbywalna tzn. nie może być przekazana innym ani przez innych zawłaszczona.
Bez miłości rodzina nie może żyć, wzrastać i doskonalić się. Stanowi ona wewnętrzną zasadę i fundament wspólnoty małżeńskiej i rodzinnej.
Macierzyństwo darem
Zadania rodzicielskie zależą od płci człowieka, inna jest rola ojca, a inna matki. Ta odmienność domaga się wiedzy i akceptacji. Heteroseksualizm ludzkości jest planem Bożym. Sięga on głęboko w strukturę człowieka, zarówno biologiczną, psychiczną, jak i duchową. Zarazem stanowi on o sile wzajemnej atrakcji, daje szansę dla wzajemnego upodobania i uzupełniania się. Ta odmienność dwojga staje się podstawą miłości, ponieważ budzi wzajemny zachwyt. Księga Rodzaju opisuje radosne zdumienie Adama na widok Ewy. Jednak ta atrakcyjna odmienność niesie zarazem ze sobą konieczność wysiłku, aby zrozumieć tę drugą osobę. Bowiem z biegiem czasu, w trakcie trwania małżeństwa, miłość może stać się trudna i nużąca, dlatego wymaga wytrwałości i ofiary, a wręcz całopalenia – „daję ci siebie, całego siebie i na zawsze”. To jest dar nieodwołalny – tak trudny, że Stwórca daje im gwarancję pomocy w przymierzu małżeńskim, łaskę stanu – sakrament małżeństwa, który ich uzdalnia do wzajemnego znoszenia wszystkiego, co ich spotka, a także siebie nawzajem. Odmienność zadań odnosi się do wielu spraw, ale najbardziej radykalnie różni się rola ojca i matki w biologicznym przebiegu przekazywania życia. Powierzchownie patrząc, może się wydać, że rola ojca jest rolą uprzywilejowaną. Płodność męska – płodność pojedynczej osoby jest zawsze tylko potencjalna, płodna może być tylko para ludzi – jest biologicznie i fizjologicznie bardzo łatwa, nie niesie ze sobą żadnych trudów. Tak samo rola ojca. Przed urodzeniem dziecka ojciec nie jest w żaden sposób obciążony osobiście i wręcz może nie wiedzieć, że stał się ojcem. Dla niego ojcostwo oznacza wtedy tylko przyjemność spotkania z kobietą, matką dziecka. Natomiast płodność kobiety niesie ze sobą szereg trudów i dolegliwości wręcz fizycznych, nie mówiąc już o okresie noszenia dziecka przed urodzeniem. Ta jakby niesprawiedliwość narzuca się świadomości kobiety i dlatego są one nieraz skłonne uważać los mężczyzny za łatwiejszy.
Heteroseksualizm ludzkości jest planem Bożym. Sięga on głęboko w strukturę człowieka, zarówno biologiczną, psychiczną jak i duchową.
Kobieta powinna odnaleźć swoją tożsamość jako matki, aby mogła doświadczyć radości macierzyństwa. Dlatego Jan Paweł II stwierdza: „Dziękujemy ci, kobieto-matko, która w swym łonie nosisz istotę ludzką w radości i trudzie jedynego doświadczenia, które sprawia, że stajesz się Bożym uśmiechem dla przychodzącego na świat dziecka, przewodniczką dla jego pierwszych kroków, oparciem w okresie dorastania i punktem odniesienia na dalszej drodze życia”. Zagubiona poprzez wieki radość macierzyństwa zachwiała na tyle równowagę kobiety współczesnej, iż nie umie ona odnaleźć dla siebie, dla swego „ja” właściwego wzorca. Melchior Wańkowicz w „Ziele na kraterze” pisze o chwili, w której jego córka stała się matką. Jest to jedna z rzadkich w literaturze scen, opisujących radość rodzenia, bowiem kobieta spełnia się właśnie wtedy, gdy patrzy w oczęta swego dziecka, które wyciągając do niej rączki, kieruje swój pierwszy uśmiech. Cokolwiek mogą pisać zwolennicy aborcji, nie da się zaprzeczyć, że macierzyństwo niesie ze sobą także radość, a bezdzietność jest nieraz dla kobiety źródłem bólu. Małżeństwa bezdzietne często szukają pomocy i adoptują cudze dzieci, byle odnaleźć radość rodzicielstwa i sens życia. W istocie bowiem wszyscy żyjemy dla dzieci, dla następnych pokoleń – w tym przecież kierunku idą wysiłki ludzkie. Kobieta sobą zabezpiecza trwałość ludzkości, ona bierze udział w najważniejszych dla ludzkości zdarzeniach. Kobieta-matka jest jakby fundamentem, na którym stoi gmach ludzkości, ale czy jest tej swojej wielkiej misji świadoma?
W istocie bowiem wszyscy żyjemy dla dzieci, dla następnych pokoleń – w tym przecież kierunku idą wysiłki ludzkie.
Kobieta swoją tożsamość może odnaleźć tylko w macierzyństwie – czy to biologicznym, czy w postawie matki duchowej.
Na plan pierwszy w świadomości kobiety wysuwa się trud, jaki musi podjąć, stając się matką. Dziecko rodzi się z kobiety, ale jakkolwiek ona cierpi, to ono rodzi się niejako samo, siłami natury czy z pomocą lekarza, a ona jest temu poddana. Poród dziecka jest mechanizmem przymusowym, bowiem cała jej trudna płodność zniewala ją. I ten biologiczny przymus budzi nieraz sprzeciw, zwłaszcza u młodych i niedojrzałych wówczas kobiet. Zniewolona w macierzyństwie, usiłuje wyzwolić się, i nie zdaje sobie sprawy, że wpada w gorsze jeszcze niewolnictwo – staje się zabawką w rękach mężczyzny. Niszcząc swoją płodność, a wchodząc w układ jednoczący tylko ciało, kobieta rezygnuje z najwyższego wymiaru, do jakiego jest powołana. Odrzucając rolę matki, naśladuje mężczyznę, ale to nie przynosi jej istotnych wartości. Społecznie, w jej życiu, rodzi szereg trudów, ponieważ udział w pracy za ciężkiej na jej organizm, wyniszcza ją. Siła kobiety nie leży ani w jej mięśniach, ani nawet w jej intelekcie, ale w jej sercu, o którym Jan Paweł II powie: „geniusz serca kobiety”. Gdy odrzuci macierzyństwo i zdecyduje się wystąpić przeciwko życiu dziecka, to nieraz przez całe życie cierpi na skutek wewnętrznego rozbicia swej osobowości. Mężczyzna zaś korzysta z tego, że ona nie chce być matką, by używać jej dla swojej przyjemności. Taki układ, ogołocony z istotnych wartości, prowadzi do zaniku miłości. Małżeństwo żyjące w postawie antykoncepcyjnej i antynatalistycznej nie rozwija się, miłość ich niejako obumiera i dochodzi do kryzysu, wręcz do rozwodu. Odrzucone rodzicielstwo obniża wymiar miłości i w ostatecznym rozrachunku miłość zamienia się nieraz w nienawiść. Kobieta nie znajduje pełni, o jakiej nie tyle wie, ile której w intuicji serca się spodziewa. Zatem kobieta swoją tożsamość może odnaleźć tylko w macierzyństwie – czy to biologicznym, czy w postawie matki duchowej, która dba o dobro wszystkich, z którymi się spotyka. Ale czy dzisiejsza kobieta to rozumie?
Małżeństwo żyjące w postawie antykoncepcyjnej i antynatalistycznej nie rozwija się, miłość ich niejako obumiera i dochodzi do kryzysu, wręcz do rozwodu.
Młoda dziewczyna, poinformowana wyłącznie o fizjologii i technice działania seksualnego, o patologii tego zachowania – co może ona zrozumieć z tego wielkiego daru, jakim jest jej kobiecość i potencjalna zdolność do macierzyństwa? Pytane w ankietach dziewczęta domagają się równouprawnienia z mężczyznami, żądają równej swobody seksualnej, prawa do samogwałtu jak chłopcy, do cudzołóstwa jak dorośli, do tego, aby używać ciała, ponieważ je posiadają. Znika z horyzontu współczesnej dziewczyny prawda o Bożej genealogii człowieka. Przecież to w niej, w kobiecie, w jej tajemniczym łonie staje się cud nowego życia ludzkiego, który z niej, z jej ciała, czyni „naczynie ducha”. Aby móc w pełni zrozumieć to, co Jan Paweł II nazywa „sacrum ciała kobiety”, trzeba jeszcze raz wrócić do genealogii człowieka, do jego Bożego pochodzenia. Jak się to dzieje, że człowiek jest dzieckiem Bożym, w którym momencie pojawia się to Boże ojcostwo, które jest jakby ojcostwem ponadludzkim?
Bóg stwarza dziecko w łonie matki, osłania ją Duch Święty Ożywiciel, Ten sam, który powołał do życia Syna Bożego w łonie Dziewicy z Nazaretu.
Należy głębiej zrozumieć ten tajemniczy moment poczęcia, w którym powstaje człowiek – owszem, przy pomocy rodziców, ale nie ich wolą. Rodzice przygotowują teren, jednoczą się i ojciec przekazuje matce zalążki życia, swoje komórki. Ta działalność zależy całkowicie od woli ludzi, to oni decydują, kiedy się zjednoczą – i to jest ich część, ich wkład w dzieło stworzenia. Ten fakt biologiczny jednak nigdy nie jest poczęciem nowego życia. Aby mogło zaistnieć dziecko, konieczny jest drugi fakt biologiczny, na który ci dwoje nie mają już żadnego wpływu, bowiem to się dzieje samo, „siłami natury”, w tajemniczym łonie kobiety. W ukryciu dokonuje się zjednoczenie komórek ojca i matki, które może zaistnieć po paru godzinach czy nawet po kilku dniach od ich zjednoczenia seksualnego. Niezależnie od woli człowieka, a nawet od jego wiedzy, Bóg stwarza dziecko w łonie matki, osłania ją Duch Święty Ożywiciel, Ten sam, który powołał do życia Syna Bożego w łonie Dziewicy z Nazaretu. I tak powtarza się wielokrotnie cud powstawania nowego życia w łonie kobiety-matki. Ojciec Święty Jan Paweł II pisze wprost o sacrum ciała kobiety, jako o wielkim darze, którego ona często sama nie rozumie, ponieważ w niej działa bezpośrednio Bóg, a ona staje się wówczas „naczyniem łaski pełnym”. To jest właśnie podstawa dla szacunku dla niej, podstawa także dla radości, dla słusznej dumy.
Uprzywilejowana tą wielką godnością, wybrana przez Boga, kobieta-matka powinna w sobie odnaleźć ten boski wymiar – rośnie w niej dzieło Boże, nowy człowiek, posiadający nieśmiertelną duszę, a ona jest osobą, od której w sposób bezwzględny to nowe życie ludzkie zależy. Ona jest nieodzowna do tego, aby Bóg mógł tworzyć ludzkość. Dlatego Jan Paweł II podkreśla: „Dziękujemy Ci, kobieto, za to, że jesteś kobietą! Zdolnością postrzegania cechującą twą kobiecość wzbogacasz właściwe zrozumienie świata i dajesz wkład w pełną prawdę o związkach między ludźmi”. Czy przyjmie ten dar? Czy zrozumie jego wymiar, jego wielkość? Kobieta spełnia swoje wielkie zadanie, trudne, ale przecież niosące radość, której nie ma równej. Jeżeli czegoś mogliby kobietom zazdrościć mężczyźni, to właśnie tej chwili, kiedy rodzi się człowiek. Nie da się tego momentu adekwatnie wyrazić słowami: „Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat” (J 16,21).
Bibliografia:
„Familiaris Consortio”. Jan Paweł II. 1981.
„List do kobiet”. Jan Paweł II. 1995.