Miłość mi wszystko wyjaśniła
Mam na imię Krzysiek. Od kilku miesięcy jestem szczęśliwym mężem i chcę Wam opowiedzieć o mojej drodze powołania do małżeństwa i w tym kontekście o moim doświadczeniu czystości.
Okres mojego dojrzewania jako nastolatka przypadał na przełom XX i XXI stulecia, gdy nasz kraj przechodził dynamiczne zmiany kulturowe i ekonomiczne, a z Zachodu do Polski napływała falami kultura, którą można określić jako kulturę „śmierci” niosącą ze sobą ogromne zagrożenie, szczególnie dla ludzi młodych, takich jak ja wtedy. Gazety, filmy wideo…koledzy zawsze mieli ze sobą „materiały” – poznałem wtedy jedną
z najbardziej niszczycielskich sił współczesności – pornografię. Nie zdawałem sobie sprawy, że do mojego serca została wstrzyknięta trucizna. Rodzice ani nikt inny nigdy nie przestrzegał mnie przed tymi treściami. To były moje pierwsze doświadczenia z nieczystością, i tak naprawdę od młodości zaczął się czas walki o czystość. Przez wiele lat ponosiłem same klęski. Nie miałem po prostu świadomości swojej seksualności, a zetknięcie się w młodym wieku z pornografią spowodowało wewnętrzne zagubienie, brak wewnętrznej spójności. Szatan złapał mnie w sieć i nie zamierzał wypuszczać.
Okres studiów to czas zabawy, poznawania ludzi, dziewczyn, ciągłe imprezy, alkohol – wszystko to odciągało mnie od pracy, nauki, od mojego Boga przede wszystkim. Miałem powodzenie u dziewczyn, siłą rzeczy pojawiało się też więcej okazji do grzechu. Nie stworzyłem w tym czasie żadnego trwałego związku czy relacji. Byłem zbyt dużym egoistą, nieświadomym czym jest miłość, a do tego grzech nieczystości zamykał moje serce przed Bogiem i innymi ludźmi. Byłem zimny, bezuczuciowy. Okres kilku lat po studiach był również bardzo intensywny, jeżeli chodzi o towarzystwo, imprezy, wyjazdy. Świat się kręcił, a ja z nim i także grzech się kręcił, jak tornado. Ale znalazłem wreszcie dziewczynę, miałem już 30 lat…Bardzo szybko weszliśmy w grzech nieczystości i tak kilka miesięcy minęło. Jednak te kilka miesięcy było czasem, gdy Bóg, o którym już zupełnie zapomniałem, a który chyba już stracił do mnie cierpliwość, przyszedł do mnie, potrząsnął, położył swą dłoń na sercu, uzdrowił, a ja się w NIM zakochałem. Były święta Wielkanocne, przyjechałem do swojej małej miejscowości, by spędzić ten czas, jak co roku, w gronie rodzinnym. Jakże wielką pustkę miałem w sercu, pogrążony w stanie beznadziei, bez życia. Do tego miałem problemy zdrowotne. Wspomnę tylko w tym miejscu, że byłem od kilkunastu lat uzależniony od nikotyny, w żaden sposób nie potrafiłem rzucić papierosów palonych przeze mnie nałogowo, byłem za słaby. W Wielki Czwartek coś mnie w środku tknęło i powiedziałem sobie, że rzucam to świństwo. Poszedłem na mszę, wyspowiadałem się. Minęło dwa dni…nie paliłem. Poranek Wielkanocny powitał mnie telefonem od dziewczyny, po którym czułem się totalnie zdołowany, na granicy depresji. W sercu, chyba pierwszy raz w życiu zawyłem z bólu i krzyknąłem do Boga: „Pomóż mi, błagam Cię pomóż mi!”. Poszedłem na Mszę Świętą południową, wziąłem ze sobą pieniądze (banknot 20-złotowy) z mocnym postanowieniem, że kupię sobie paczkę papierosów. Miałem to zrobić przed Mszą, ale nie zdążyłem. Trudno, pomyślałem, kupię i zapalę po Mszy Świętej. W trakcie nabożeństwa byłem nieobecny, zanurzony w swoich myślach. Ogarniała mnie rozpacz… W pewnym momencie zauważyłem, że zza filara wyszedł ksiądz, który miał w ręku tacę i zbierał ofiary od wiernych. W tym momencie wydarzyło się coś niesamowitego: czas jakby się zatrzymał, nastąpiła cisza, poczułem we mnie obecność KOGOŚ. Przeżyłem szok! Ten KTOŚ zaczął mówić. Nie słyszałem fizycznie tych słów, lecz w moich myślach pojawiły się słowa, które nie były ode mnie. Stanowczy, acz delikatny głos powiedział mi: „Masz w kieszeni pieniądze, wrzuć je do koszyka”. Tylko tyle. Zaczęła się walka, bo się zbuntowałem. Nie, nie wrzucę! Muszę zapalić! Trwało to kilkanaście sekund, a zaważyło na całym moim życiu. Gdy ksiądz przechodził obok mnie, moja ręka powędrował do kieszeni - pozbyłem się tego banknotu. W tym momencie poczułem spokój, jakiego dawno nie czułem. Wróciłem jakiś spokojny do domu, zjadłem z rodziną obiad. Wieczorem zszokowany odkryłem dziwną sprawę: zniknął głód nikotynowy, a ja czułem się w takim stanie, jakbym nigdy nie palił papierosów. Opowiedziałem to wszystko bratu, który był wówczas w seminarium duchownym, a on powiedział krótko: „Krzysiek, są Święta Zmartwychwstania, przystąpiłeś do spowiedzi, przyjąłeś komunię święta, wezwałeś Boga, to co się dziwisz, że cuda się dzieją”. Uśmiechnąłem się w sercu. Wówczas zrozumiałem że, Jezus przyszedł do mnie, nie wiem czemu, ale wiem, że to był ON. Ja nie muszę wierzyć, ja po prostu wiem, że ON JEST. Ale chciał też mojej decyzji. Ja go wezwałem, On przyszedł, ale też musiałem podjąć decyzję. To był ten banknot, to była ta moja decyzja. Poszedłem za JEGO głosem. Dziś się śmieję, że to najlepsza inwestycja w moim życiu.
Przystąpiłeś do spowiedzi, przyjąłeś komunię świętą, wezwałeś Boga, to co się dziwisz, że cuda się dzieją.
Z tą dziewczyną się rozeszliśmy, a ja ruszyłem w swoją podróż. Moje nawrócenie, którego historia jest zbyt szeroka by zmieścić je w krótkim świadectwie, jest doświadczeniem niesamowitej miłości, które przejawiło się m. in. w pragnieniu czystości. Gdy odczułem Jego realną obecność (nie poprzez znaki, ale przez Jego głos we mnie, tak wyraźny, że nie można Go było z niczym pomylić), moje serce rozdarło się, a łzy popłynęły policzkami. Potem moje serce umarło i narodziło się na nowo, zapłonęło żywym ogniem - płomieniem miłości. Już kilka lat minęło, od tych wydarzeń, ale pamiętam jak dziś tę chwilę, gdy Bóg wlał we mnie pragnienie czystości, miłości kobiety, małżeństwa. Jakże mi serce wtedy zawyło z tęsknoty! Schowałem się przed światem, by w ciszy usłyszeć od Boga dokładnie co mam ze sobą zrobić, co mam naprawić, gdzie iść. Cudowny czas intymnej bliskości z Bogiem, unosiłem się nad ziemią, byłem w uczuciowym niebie. Potem odmieniony wróciłem do Lublina i zacząłem walkę, o swoją czystość, o swoją przyszłość, o miłość. Miałem upadki, choć na szczęście już nie krzywdziłem innych osób tym grzechem. Choć początkowo Bóg zabrał mi chorą pożądliwość, to po jakimś czasie pokusy wracały, męczyły, szatan przecież też był na mnie wściekły, że mu uciekałem spod piekielnej władzy. Bóg podnosił mnie za ramiona do góry i mówił: „Idź i walcz, nie podawaj się mój ukochany synu”. Szedłem i walczyłem: różańcem, modlitwą, sakramentami.
„Idź i walcz, nie podawaj się mój ukochany synu”. Szedłem i walczyłem: różańcem, modlitwą, sakramentami.
Codziennie wychodziłem w pole na bój, a On dodawał mi siły, gdy ręce opadały i przychodziło zwątpienie. Mój grzech nieczystości prawie zaniknął, choć nie całkiem. W tym czasie nie zdawałem sobie sprawy, że potrzebuję formacji, prawdziwego ukształtowania duszy i charakteru. Pan postawił na mojej drodze Wspólnotę Guadalupe, w której, jak przyśpieszony kurs, przeszedłem od nowa ścieżki swojej utraconej młodości, ale tym razem w czystości. Uczyłem się relacji z ludźmi od nowa. I odkrywałem piękno Boskiego stworzenia. Dzięki temu pragnieniu czystości, trwaniu w nim, moje serce zostało przez Boga przygotowane na pojawienie się tej, która stało się kilka miesięcy temu moją żoną, wyczekaną i wytęsknioną.
Z Kamilą od początku podjęliśmy decyzję o budowaniu relacji na czystości, był to dla nas w zasadzie stan tak oczywisty i naturalny, że nie mieliśmy żadnych wątpliwości. Oczywiście, że nie obyło się bez pokus i walki. Ale wytrwaliśmy. Na początku naszej znajomości, zawierzyliśmy naszą relację Matce Bożej w Nowennie Pompejańskiej, co wieczór klękaliśmy i przez telefon razem się modliliśmy…o naszą przyszłość. Bóg dał nam piękny czas poznawania się, randek, spacerów. Nie mieliśmy oczu przesłoniętych ułudą seksualnych przyjemności, dzięki czemu uczyliśmy się siebie nawzajem – słuchać, rozmawiać, po prostu być ze sobą. Potem poszliśmy na pielgrzymkę do Częstochowy, do Mamy, która nad nami rozpostarła swój czuły płaszcz. Tam, w kaplicy przed Jej obliczem, klęcząc razem kilka metrów od Ikony Częstochowskiej, najbliżej jak to było możliwe, wyciągnąłem pierścionek. Przy okazji zepsułem co prawda pudełko z pierścionkiem, bo otworzyłem je nie z tej strony co trzeba, rączki lekko drżały, a Kamila nie dała mi szansy założyć pierścionka na palec, bo…sama go sobie wzięła i założyła, po czym z dumną miną i lekko uniesionym noskiem zadowolonej, spoglądając na pierścionek powiedziała: „Dobrze, zgadzam się”. Czyste serce pozwala na pielęgnowanie pięknych wspomnień.
Czystość jest dla mnie darem i łaską, dzięki czystości widziałem i widzę więcej
Czystość jest dla mnie darem i łaską. Dzięki czystości widziałem i widzę więcej, uczę się kobiecości Kamili, dostrzegam jej niesamowite piękno. Dzięki czystości mogę zagłębiać się w jej tajemniczą naturę, choć i tak tu na ziemi nigdy nie poznam jej do końca. Dzięki czystości, moja żona może się czuć przy mnie bezpiecznie, bo moje ciało ukierunkowane jest na miłość oblubieńczą, ofiarną, a nie egoistyczną, uprzedmiotawiającą. Przez czystość zostałem wyprowadzony z niewoli i stałem się wolnym człowiekiem. Jako wolny człowiek wybrałem Miłość, a Ona wszystko mi wyjaśniła.
Pomódlmy się o błogosławieństwo dla Krzysztofa i Kamili!